Old School Essentials - jakby recenzja

Recenzje erpegów to ciężki dla mnie gatunek. Zwykle po pierwszym akapicie przeskakuję od razu do ostatniego albo, gorzej nawet, do tego śmiesznego ułamka na końcu, który ma wyrazić wszystko. Dobrze, że istnieje taki ułamek! 

Trudność dopiero powstaje, gdy zatrzymuję się na chwilę i próbuję zinterpretować to 7/10, 5/6 czy 68%. Do czego dąży utwór - do doskonałości absolutnej, czy może tylko doskonałości przypisanej do swego rodzaju, tudzież gatunku. Ciężko jest porównywać tragedię do komedii, fraszkę do ballady, a też poświęcać czas swój i czytelnika recenzji na udowadnianie wyższości jednego genre nad drugim nie przystoi. 

Więc w obrębie gatunku. Tkwi w tym jednak ogromne ryzyko - oceniając utwór przez pryzmat tych, co przed nim, możemy nie oddać mu pełnej sprawiedliwości, nie tylko skrzywdzić dzieło, ale też czytelnika, kształtując w nim coraz silniejsze przekonanie o istnieniu jakiegoś ideału gatunkowego. 

Z resztą gatunek też jest pokrzywdzony - czeka go w końcu jeszcze mocniejsze ugruntowanie, uziemienie, skamienienie aż do śmierci przez nudę.

W przypadku Old School Essentials te obawy są jednak nieuzasadnione. Jest to kolejna iteracja zasad Basic/Expert - nie pragnie ona zrewolucjonizować świata, jedynie go trochę uporządkować.

Ryc. Spójrzcie, spójrzcie, jaki jestem piękny!

Pomiędzy chaosem OD&D a chaosem AD&D (choć nie są to te same chaosy) jest lubiana na Zachodzie edycja Basic/Expert, która porządkuje zasady oryginalnej i nie popada w symulacje zaawansowanej wersji tej gry. Z resztą wielu przede mną powiedziało o wiele więcej na ten temat. Zostawmy to.

Uczciwość nakazuje - znam wyłącznie kilka klonów (Labyrinth Lord, Lamentations of the Flame Princess, Basic Fantasy RPG, pewnie jeszcze produkcje Sine Nomine), za oryginalne wydania (B/X) zabierać się nie zamierzam, tak dalece moja ciekawość nie sięga. A więc do oryginału porównywać nie będę.

Ryc. Jestem w kolorze.

Wiecie, chodzi o to, że Gavin napisał bardzo dobrą instrukcję do bardzo dobrej gry. Układ stron jest przejrzysty, obrazki kolorowe, tekst pozbawiony ornamentyki, nieścisłości są wyjaśnione (na końcu książki autor opisuje to, co zmienił w stosunku do oryginalnych tekstów - nie ma tego wiele). Na sesji podręcznik jest wygodny w użyciu, papier jest gruby, okładka twarda, szycie mocne (po latach może wrócę do tego zdania i zrewiduję pogląd), liczne indeksy ułatwiają używanie książki.

Ryc. Mam też dwie kolorowe wstążeczki i większość przydatnych tabel na wewnętrznej stronie okładek.


Czy wspominałem już o układzie? Każde (prawie) zagadnienie rozpisane jest na dwóch sąsiadujących stronach, by nie trzeba było obracać co chwila kartek. Klasy zajmują po dwie strony, procedury też, jeśli coś się nie mieści, zwykle rozłożone jest na cztery strony.

Ryc. Wszystkie zaklęcia świętej osoby 1 poziomu.


Procedury! Zasady podzielone są na zagadnienia: eksploracja podziemii, dziczy, walka i wszystko, co dotyczy danego tematu przedstawione jest jako zbiór poleceń dla grających, który tłumaczy im, jak rozstrzygać sytuacje sporne.


Czy zasady są kompletne? To OSR, czego się spodziewacie? Jednak sposób ich prezentacji:
  1. Naświetla ważne obszary gry.
  2. Ułatwia tworzenie własnych procedur (spójrzcie na kompanów).
  3. Możliwych rozwiązań i modułów jest dość, by sędzia znalazł jakiś precedens na potrzeby danej sytuacji.
Mechanik jest dość, by grać awanturnikami, którzy chcą się dorobić. Ta gra ma temat i nie waha się być niekompletną z perspektywy mainstreamu. 

Ryc. Nie okłamujmy się, posiadanie podręcznika na stole, to symbol statusu, a nie konieczność.


Mógłbym może wejść w szczegóły, napisać: "Mamy 6 atrybutów i rzuty obronne i rzucamy ka dwudziestką powyżej lub równo z wartością."  Tylko po co, skoro możecie:
I chyba tutaj zostawię was samych. Cóż więcej mam dodać, że linia dodatków jest fajna, że Dolmenwood jest dobrym settingiem, że przygody są bardzo udane. Może kiedyś, teraz dorzucę jeszcze dwa obrazki.


Komentarze

  1. Może jeszcze warto wspomnieć, że wcześniej system nazywał się B/X Essentials. Zmianie nazwy towarzyszyło odświeżenie treście.

    OSE - jak wspomniałeś - różni się od B/X detalami. Jest na tyle wierny, że nadaje się świetnie jako pomoc do prowadzenia Basica. Czy to z racji wygodnego układu, czy choćby dlatego, że można np. udostępnić SRD graczom, którzy nie chcą kupować pdfa od Wizardów. Albo, żeby móc położyć na stole solidnie wydaną książeczkę, a nie złachaną broszurkę albo wydruk z pdfa.

    Mimo wszystko, wciąż jest to tylko klon. Podróbka. Fajnie wydany, przydatny... Ja bym jednak na początek radził odrzucić erzac i sięgnąć do samego Moldvaya. Choćby po to, żeby zobaczyć, jak Basic Set jest rewelacyjnie zaprojektowany. Nie tylko na tamte czasy. Nawet w połączeniu z Expertem wciąż jest to wygodny w użyciu podręcznik. OSE próbuje robić to samo, tylko jeszcze lepiej. Całkiem skutecznie, ale moim zdaniem rewolucji w użytkowaniu tutaj nie ma. Tam nie było wiele do poprawiania.

    Co się jeszcze zmieniło? Moim zdaniem najważniejsze jest to, że rzut na cechę występuje u Moldvaya tylko jako opcja, podpowiedziana gdzies na końcu podręcznika. Niby detal, a jednak mocno wpływający na odbiór całości zasad. Myślę, że taki zabieg był w Basicu świadomym działaniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt o B/X Essentials. Zapomniałem też dodać, że oprócz wydania w jednym tomie jest ładny zestaw w pudełku w pięciu książeczkach.

      A propos oryginału - mam nadzieję, że z mojego tekstu nie wynika nic innego, OSE to jest B/X plus ładne fonty ;). Te kilka zmian, które autor wymienia, wygładzenie różnic pomiędzy elementami zestawu czy wrzucenie wszystkiego do jednej książki to dla mnie wyłącznie plusy. Możliwe, że nie zmieniające wiele w stosunku do Moldvaya/Cooka, ale jednak zmieniające coś. I to w górę.

      Autentyczne doświadczenie to nie jest coś, na czym wybitnie mi zależy ;).

      Mój opór przed kolejną (prawie) taką samą grą jest... No, właśnie :D.

      A jeśli chodzi o testy atrybutów - niby są w tekście zaznaczone, jednak jest to na końcu skomentowane. W swoich przygodach Gavin fajnie pokazuje, że jest to zupełnie poboczne dla gry, ale może ułatwiać sędziemu życie.

      Usuń
  2. Jak już grzebiesz w klonach, to polecam zainteresować się Dark Dungeons, będącym klonem Rules Cyclopedii, która była najbardziej "kompletną" (chociaż pewnie spora część internetu się ze mną nie zgodzi) iteracją tej linii dedeków.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rules Cyclopiedia (czy BECMI, jeśli już o to chodzi) są absolutnie poza zakresem moich zainteresowań - nigdy nie grałem w grę i nie zagram, która skorzystałaby z ostatnich dwudziestu poziomów. To niezbyt budująca perspektywa ;).

      Grając w B/X mam szansę zobaczyć postaci graczy blisko maksymalnego poziomu, mam szansę na endgame. Po prostu bardziej mi się to podoba, ale doceniam polecenie.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Obciążenie i ekwipunek

Ciągłość i podział

Podróż w czasie