Nieobecnym przyjaciołom

W tle można puścić Genesis albo nie.

Gry fabularne mają jeden ogromny problem (nie, no, mają ich od zaje...), są towarzyskie. By nasza radość była pełna, musimy spotykać się w grupie. Przeżywanie erpegie w samotności to nie to samo, choć ma swoje uroki

Dobrze też, by grupa była w miarę stała. A najlepiej, by skład pozostawał niezmienny. Przecież nikt nie chce po pół roku grania usłyszeć, że wszystko będzie takie samo, tylko skład będzie nowy, lepszy, i zdrowszy (z drużyną wiążemy inne nadzieje niż z etykietą płatków śniadaniowych).

Problemem jest, gdy w składzie zacznie mieszać życie, a nam zależy na jego niezmienności. Ostatnie pół roku nie jest zbyt reprezentatywne, jednak nawet wcześniej, gra zawsze w pełnym składzie była niemożliwością. Lekką ręką połowa sesji nie odbyłaby się, a długie przerwy zmniejszyłyby entuzjazm mój i graczy, w stopniu uniemożliwiającym kontynuację.

A więc, jedna czy dwie nieobecności to nie problem, to konieczność dla zachowania ciągłości (sic!).

Piszę o rzeczach oczywistych, natrafiłem jednak ostatnio na taką sprawę. Przy dwóch stołach (podoba mi się mówienie o stole, zamiast o kampanii czy drużynie; łączenie gry z miejscem ma w sobie coś bardzo swojskiego: spotykamy się przy stole/ognisku domowym, MG wchodzi w rolę gospodarza; jakoś tak cieplej robi się na sercu) miało miejsce sporo zawirowań, gracze znikali z gry i pojawiali się znowu, a po drodze tracili zupełnie kontakt z tym, co się działo. Gotów jestem nawet napisać, że stół, do którego wracali, nie był już ten sam, co przed ich odejściem. I czuli się z tym nieswojo, a ich gra nabrała bardzo nieprzewidywalnego i męczącego dla reszty (dla mnie?) charakteru.


Dostrzegłem to dopiero w retrospekcji - ktoś odchodzi na jakiś czas i gra pyka, potem wraca i pojawia się fałszywa nuta, rozłam, niesnaski. Zacząłem się przyglądać uważniej naszej grze i widzę, że ta osoba jest po prostu zagubiona. Podzielenie się wydarzeniami z poprzednich sesji zostawiłem reszcie graczy, a oni (jak to gracze) opowiedzieli: "Sukkuby! Stara baba! Kuroliszek! Alchemik i schody do nieba!"

Nie ma to najmniejszego sensu dla tego, kogo z nami wtedy nie było. To jest opowieść starych, dobrych kumpli, w stylu:

"A pamiętasz to piwko, wtedy gdy byłeś z tą, jak jej tam..."

Jeśli ominęło cię to piwko, nic z tego nie zrozumiesz. 

Nie doszukiwałbym się w tym złej woli ze strony reszty. Relacje graczy z postaciami, z innymi postaciami, ze światem zostały poddane próbie, w pocie czoła były wykuwane, gdy jeden z graczy był nieobecny - dopuszczanie go do klubu, ot tak, jest niefair (nie w sensie świadomej decyzji, tylko tak po prostu, po ludzku). 

Niestety, nie wspiera to gry. Doskonale naoliwiona maszyna zaczyna zgrzytać, skład się psuje i radość z gry spada. Wierzę, że po czasie wszystko wróci do normy, nowe wyzwania i przygody na nowo spoją drużynę. Chciałbym jednak uniknąć tego w przyszłości.

Opowiedzenie wszystkich wydarzeń chyba nie ma sensu. Zrównanie pod względem ważności każdej 
sprawy zasieje tylko zamęt. Myślę, że ograniczenie się do odpowiedzenia na kilka pytań wystarczy.

  • Gdzie i kiedy jesteśmy? Jak się to ma do ostatniej sytuacji, którą pamiętasz?
  • Dlaczego tu jesteśmy? Dokąd zmierzamy? Po co?
  • Jakich sojuszników i wrogów zdobyliśmy?
Odpowiedzi na te pytania mogą wykraczać poza wiedzę postaci nieobecnego gracza - i dobrze. Nie o postać nam chodzi przecież. Z tego samego powodu pytanie "Gdzie była i co robiła moja postać w tym czasie?" nie ma większego znaczenia: czekała w karczmie, była na autopilocie etc. I co z tego? (Oczywiście, zakładam, że postać podczas nieobecności gracza nie robiła nic istotnego.)


Liczę na to, że takie uporządkowane streszczenie wystarczy, a potem gra sama już wróci do dawnego tempa.

Komentarze

  1. Powiem Ci, że ten wpis jest na prawdę mocny. Szczerze, trafia w sedno. To trochę jak z uczniem, który opuścił zajęcia i miał zaległości programowe. Wraca, ale klasa poszła tak do przodu, iż zdaje mu się być jakby wyłączonym z jej funkcjonowania.
    Ten wpis skłonił mnie do przemyślenia, czy aby ja czasem na sesjach się tak nie czułem! :D Śmiem twierdzić - tak, kilkukrotnie zdarzyło mi się być "chimerycznym graczem". Z tej perspektywy sądzę, że może to być dobrym kopniakiem do nadrobienia strat fabularnych swojej postaci w świecie gry, poprzez rozmowy poza stołem z towarzyszami. Ważne, jak wspomniałeś, żeby faktycznie to czasem desperackie pragnienie bycia na tej samej stronie nie zaburzyło atmosfery. W końcu, kto chce się czuć nieswojo pośród kompanów w grze! Dzięki wielkie za ten wpis - iście wybitny, w slangu birofilów "pijalny"! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki wielkie za pozytywny komentarz :).

      "Chimeryczny" to dobre słowo. Brakowało mi go przy pisaniu tekstu, ale teraz już za późno ;).

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Plotki, abstrakty i B2

Fate x 5e

Obciążenie i ekwipunek