Spowiedź, czyli jak najlepsze zdarzyło się poza mną

Mija rok od czasu, gdy zacząłem męczyć graczy o oesery. Kampania FATE dobiegała końca, a ja nastraszony internetowymi wieszczami (że letalne, że liczenie pierdół, że nudne postaci) z ponad miesięcznym wyprzedzeniem przygotowywałem siebie i drużynę do gry.

Pierwsza sesja skończyła się TPK po godzinie. Widziałem, że miny graczy były nietęgie. Potem wraz z kolejnymi przygodami i zgonami... Nie, to nie jest tak, że śmierć postaci nic nie znaczy, po prostu oswoiliśmy się z nią.

Ja również. Nie cierpię mówić graczowi czy graczce: "Nie żyjesz. Wylosuj nową postać." Na szczęście podczas tego roku powstała playlista na otarcie łez, teraz, zamiast mówić okrutne słowa, puszczamy piosenkę. Tak jest jakoś raźniej.

Jednak i tak były takie momenty, gdy widziałem, że jeden czy drugi miał ochotę pieprznąć kośćmi w stół i pójść w cholerę. Cieszę się, że gram z kulturalnymi ludźmi, bo różnie mogłoby być.

Z czasem gra zaczęła żyć własnym życiem i płynąć własnym rytmem. Wydaje mi się, że obecnie na dwie sesje przygód i łażenia po lochach (nie wyobrażacie sobie nawet, tego dreszczu ekscytacji, który przechodzi przez drużynę, gdy pada to słowo: lochy. Zaiste, jest to najwyższą formą "scenariusza"!) przypada jedna poświęcona na dekorację bazy, organizowanie imprez (zasady trwonienia złota na dodatkowy XP działają!), uzupełnianie ekwipunku i dbanie o dobre morale drużyny. 

Nie piszę tutaj o poplecznikach i najemnikach, a o drużynie. To czas na wyluzowanie, poszukanie kolejnych questów, plotek i informacji o świecie. Na odegranie relacji między postaciami, a musicie wiedzieć, że nic tak nie wzmacnia więzi w drużynie, jak świat, który na serio chce zabić. Nagrodą za okropne zasady save or die i ogólną niechęć gry do przeżycia PG jest niesamowite poczucie więzi w  drużynie. My przeciwko światu. Sami kontra potęgi.

Może powinienem był napisać, nie o nagrodzie, a cenie jaką musimy zapłacić. Z jednej strony naprawdę pozytywne doświadczenia, takie jak: więź, przyjaźń, wygłupy i imprezy, z drugiej groza śmierci, opłakiwanie poległych towarzyszy, ciągłe straty.

Czas chyba poruszyć temat spowiedzi, bo od samego początku nie chodziło o moje przemyślenia. Podczas ostatniej, "leniwej" sesji jeden z graczy postanowił wyspowiadać swoją postać u księdza (którym tak się korzystnie złożyło był drugi gracz). Zostawiając graczy samych sobie, schowałem się za zasłonką, analizowałem swoje notatki, dłubałem w nosie, innymi słowy nie przykładałem wagi do tego, co dzieje się przy stole. Dopiero po chwili entuzjastyczne zachowanie drużyny sprawiło, że wynurzyłem się zza tekturki. 

Balasz (tak na imię grzesznikowi) podczas swojej spowiedzi przypomniał wszystkie straszne, złe i śmieszne wydarzenia ostatniego roku. W ciągu kilku minut wszyscy mogli ponownie przeżyć tamte chwile. Przypomnieć sobie poległych towarzyszy i zamordowanych wrogów. Zdobyte skarby i roztrwonione złoto. Grzeszki mniejsze i większe...

Po rozgrzeszeniu inny gracz powiedział: "To była najlepsza scena tej kampanii." Z czym się z nim w pełni zgadzam.

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Plotki, abstrakty i B2

Fate x 5e

Obciążenie i ekwipunek